Polskie prawo za rodzinę uważa mężczyznę i kobietę w związku małżeńskim, ich dzieci i bliższych krewnych. Zależnie od osoby i tego, jaką definicję rodziny wyznaje, mogą to być tylko małżonkowie, dzieci i rodzice. Dla innych mogą to być także przyjaciele. Trudno jednoznacznie stwierdzić kto jest rodziną.Kwiecień 2019 Piosenka pochodzi z płyty „Radosna pięciolinia część 3. Utwory do tańca, śpiewania i zabawy” dołączonej do miesięcznika BLIŻEJ PRZEDSZKOLA nr Dowiedz się więcej o płycie więcej Pobierz Scenariusze zajęć 1 Otwórz scenariusz w kiosku Ten plik można pobrać za pomocą przelewu ( PLN brutto). Nuty i tekst piosenki dostępne po zalogowaniu.
Check out Rodzina jest wszystkim by Agnieszka Sadowska on Amazon Music. Stream ad-free or purchase CD's and MP3s now on Amazon.com.Miałam zamiar wrzucić nie kosmetycznych ulubieńców ubiegłego roku, ale temat nie ucieknie – pojawi się jako kolejny wpis. Nie ma co ukrywać, że jestem fanką marki Fenty Beauty, więc nie mogłam sobie odmówić przetestowania ich nowości. Fenty zdecydowało się na rozszerzenie gamy swoich podkładów o kolejne 10 odcieni i od wczoraj możemy wybierać podkład nie z czterdziestu (jak dotychczas), a z aż pięćdziesięciu kolorów! Poza tym pojawił się płynny korektor – również dostępny w pięćdziesięciu kolorach, oraz puder sypki w ośmiu odcieniach. Jeżeli chodzi o korektor bardzo fajnym podejściem marki jest to, że numery poszczególnych kolorów korektora pokrywają się z numerami kolorów podkładu. Korektor nie jest dokładnie w tym samym odcieniu co podkład, a jest od niego odpowiednio jaśniejszy i ma dopełniać kolor podkładu. Moim zdaniem to genialne posunięcie, bo dobór odpowiedniego koloru korektora do podkładu wcale nie jest taki prosty, co widać na ulicach naszych miast, ponieważ nietrudno w tłumie wypatrzyć dziewczyny z odwróconą pandą pod oczami. Zazwyczaj wybieramy za jasny odcień dodatkowo rozjaśniając go bielącym pudrem (tak przynajmniej wynika z moich obserwacji). Fenty wyciąga do nas pomocną dłoń, wystarczy dobrać kolor podkładu, a korektor „wybierze się” niejako sam. Koniec tego wprowadzenia – przejdźmy do konkretów. Pro Filt’r Instant Retouch Concealer Jak już wcześniej wspomniałam korektor występuje w pięćdziesięciu odcieniach i od wczoraj bez problemu znajdziecie je na stronie Sephory lub stacjonarnie w drogeriach. Kosztuje on 109zł, a jego pojemność to 8ml. Konsystencją nie przypomina on żadnego korektora, z którego dotychczas korzystałam. Jest on gęsty, nieco lepki, dobrze napigmentowany, nie zastyga na skórze, ale też nie migruje po twarzy. Rozprowadza się super łatwo i genialnie wtapia się w skórę. Myślę, że będzie on genialnym produktem do używania nawet bez podkładu. Nałożony pod oczy nie obciąża tego obszaru. Mój kolor podkładu to 140, więc wybrałam również taki kolor korektora i muszę przyznać, że dobrane są świetnie. Możecie zobaczyć to na zdjęciu niżej – po lewej stronie jest podkład, który jest ciemniejszy i bardziej żółto-oliwkowy, a po prawej korektor – tylko odrobinę jaśniejszy, ale posiadający w sobie łososiowe tony. Ich połączenie na twarzy wygląda genialnie! Pro Filt’r Instant Retouch Setting Powder Na początku powiem, że nigdy nie używałam pudru z wyższej półki cenowej – aż do dziś, moim ulubieńcem był sypki puder z Golden Rose… Ale dziś poznałam Fenty. Puder dostępny jest w ośmiu odcieniach. Sprostuję to, co mówią wszystkie blogerki nazywając go transparentnym – otóż nie. Puder ma kolor, ale nie daje on krycia. Użyte w materiałach reklamowych sformułowanie „truly translucent” jest błędnie przez dziewczyny tłumaczone jako transparentny. Chodzi jednak o to, że słowo „transparent” to nie to samo co „translucent” – transparent oznacza produkt przezroczysty, natomiast translucent to produkt, który jest półprześwitujący. Posiłkując się słownikiem Cambridge: „If something is translucent, light can pass through it and you can almost see through it.” Reasumując – nie jest to puder transparentny, więc podczas zakupu weźcie to pod uwagę. Jak już wcześniej wspomniałam, puder jest dostępny w ośmiu kolorach: lavender, butter, banana, cashew, honey, hazelnut, nutmeg oraz coffee. Dla jasnych karnacji sprawdzą się pierwsze dwa moim zdaniem – lavender zdecydowanie da efekt rozjaśnienia gdyż jest on niemal biały z lekkim fioletowym podtonem, natomiast butter jest jaśniutki i delikatnie żółty. Ja zdecydowałam się na odcień butter, bo nie chciałam jeszcze bardziej rozjaśniać swojej cery bieląc podkład i korektor bardzo jasnym pudrem. Opakowanie pudru jest ogromne, bo za 139zł dostajemy 28 gramów produktu! Sam słoiczek, w którym puder jest zamknięty to małe arcydzieło – nie mogę się na niego napatrzeć. W opakowaniu osobno zapakowana jest dodatkowa zatyczka do pudru, która zapobiega jego wysypywaniu się podczas podróży. Puder ma delikatny zapach, ale nie jest on drażniący – wręcz przeciwnie, jest bardzo przyjemny, a czuć go jedynie przez chwilę podczas aplikacji. Pod oczy nałożyłam go tradycyjnie gąbeczką, a na resztę twarzy pędzlem i wygląda on genialnie. Daje efekt matu, ale nie kredowo-płaskiego, tylko lekko satynowego. Jest bardzo drobno zmielony, więc pięknie wygładza skórę, która wygląda jak po photoshopie. Muszę przyznać, że nigdy nie miałam tak ładnie wyglądającego pudru na twarzy. Warto? Na razie oba produkty miałam na twarzy raz i efekt bardzo mi się podoba – zarówno od razu po nałożeniu, jak i po kilku godzinach z makeupem. Twarz wygląda dobrze zarówno w świetle naturalnym, jak i w sztucznym oświetleniu, a póki co – trzyma się wszystko nienagannie. Jakbym miała z któregoś z tych dwóch produktów zrezygnować, to pewnie podarowałabym sobie korektor, bo mogę go zastąpić choćby moim ulubionym Born This Way z Too Faced, ale pochodzę kolejne kilka dni z Fenty i w razie czego dam znać, który z nich lubię bardziej. Natomiast puder dla mnie to prawdziwa petarda. Wydaje mi się, że będzie dość wydajny, bo nie nałożyłam go dziś zbyt wiele, a naprawdę wygląda na twarzy genialnie. Nie robi ciastka, nie przyciemnia podkładu i korektora, na razie – dobrze trzyma mat. Go też będę dalej testować i jak podpadnie któregoś dnia, to również dam znać. Myślę, że jak nie chcecie kupować wszystkiego, to sprawdźcie puder, bo on naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie – od opakowania po użycie. Na ostatnim zdjęciu możecie zobaczyć jak podkład, korektor i puder wyglądają razem na mojej skórze. Użyłam do makijażu: podkład Fenty 140, korektor Fenty 140, puder Fenty w odcieniu butter, na powiekach Fenty Metallic Eye + Lip Crayon Set w kolorze Frost Bunny, eyeliner Eveline Precise Brush Liner, tusz Nars Climax, konturowanie Fenty Match Stix w kolorze Almond + paletka do konturowania Smashbox, rozświetlacz Fenty Lightning Dust, pomadka Fenty w kolorze THICC. Fenty wypuściło również nowe pędzle i gąbki, jednak musiałabym napaść na bank, aby kupić wszystko. Jego piosenkę w internecie obejrzało już prawie 4,5 miliona Polaków. Ma 19 lat i jest synem wpływowego prawnika Marcina Matczaka (43.l.). "Patointeligencja" Maty wstrząsnęła opinią
1 czerwca to data dość szczególna , bo to wtedy przypada Dzień Dziecka - święto wszystkich dzieci. W tym roku ten dzień okazał się dla mnie być wyjątkowy. To ja otrzymałam prezent i mogłam wziąć udział w 11 urodzinach Studia Wizażu i Stylizacji VIVA znajduje się w podkrakowskiej Luborzycy. Motto firmy to słowa Choco Chanel, ikony światowej mody, która zwykła mawiać, iż „Kobieta musi mieć dwie rzeczy: klasę i bajeczny urok!”. W studiu z proponowanych usług mogą skorzystać zarówno Panie jak i chodzi o samo studio to jest ono nie wielkie , a za razem wystarczające by znalazło się tam wszystko to co znaleźć powinno. Samo urządzenia wnętrza bardzo ładne. Już na pierwszy rzut oka widać , że wystrój jak i wyeksponowane kosmetyki idą z duchem czasu i są używane a nie leżą tam i się kurzą. Załoga studia to same Panie. Naliczyłam ich , aż osiem :) Co ciekawe mimo , iż to sama płeć piękna to świetnie się dogadują między sobą :) Wśród nich jest także Pani właścicielka. Pani Dominika to mega miła , uśmiechnięta kobieta , która już od samego przekroczenia progu studia zaraża swoim optymizmem. Cała załoga tworzy zgrany zespół , który tylko czeka na klienta by zająć się nim na najwyższym poziomie. Oferta studia jest szeroka, a w jej zakres wchodzi fryzjerstwo damskie i męskie, upięcia okolicznościowe, makijaże, manicure i pedicure oraz szeroki wybór usług kosmetycznych. Co bardzo ważne każda z Pań ma duże doświadczenie w tym co robi , jednak ciągle każda z Nich się szkoli . Miałam wrażenie że kolejnym mottem firmy powinno być : rozwój osobisty oraz zadowolony klient to Nasz priorytet. Podczas 11 urodzin studia była świetna atmosfera, dużo dobrego jedzenia, szampan , tort i dużo uśmiechu. Można było zobaczyć studio od podszewki, poznać całą cudowną załogę oraz co najważniejsze przekonać się jakie zabiegi można wykonać w studiu. Oczywiście ja też miałam okazję skorzystać z jednej rzeczy , którą oferuję studio. Tym razem postawiłam na paznokcie :) Wybrałam manicure hybrydowy , bo też taki uwielbiam mieć na swoich paznokciach. Hybrydę często robię sama , ale też czasami korzystam z usług jakiegoś studia. W studiu Viva hybrydę robiłam pierwszy raz. Pani , która mi ją robiła ( przepraszam , ale nie pamiętam imienia :( ) to profesjonalistka , która od razu widać, że wie co robi. Moje paznokcie wymagały wcześniejszego ściągnięcia poprzedniej hybrydy. Już na samym początku byłam pod wielkim wrażeniem. W innych studiach hybrydę miałam ściąganą przy pomocy acetonu. Tutaj sprawnym ruchem ręki hybryda została ściągnięta przy pomocy pilnika. Samo przygotowanie paznokcia i skórek do hybrydy również bez zastrzeżeń. Żadnych skaleczeń i beznadziejnego kształtu paznokcia jak to czasami miało miejsce w innych salonach. Sama hybryda nałożona bardzo szybko i bardzo dokładnie. Na dzień dzisiejszy pozostaje w nienaruszonym stanie co mnie bardzo cieszy. Wykonanie hybrydy oceniam na 6 :) Jednak muszę też ocenić czas kiedy ta hybryda była robiona. Tutaj również mocno 6. Podczas wykonywania usługi czułam się jakbym była na kawie u dobrej koleżanki. Nie dość , że mogłam porozmawiać o wszystkim i niczym z sympatyczną Panią to jeszcze nie była zbywana podczas moich pytań na temat usługi. Na wszystkie nurtujące mnie pytania otrzymałam fachową odpowiedź i poradę za co serdecznie dziękuje. Jestem mega zadowolona z moich pięknych paznokci. Na koniec powiem tak jeżeli chcecie mieć piękną skórę , paznokcie lub też włosy. Jeżeli chcecie spędzić miło czas w fajnym towarzystwie. Jeżeli chcecie tak po prostu odpocząć , zrelaksować się i odpocząć to kierunek jest tylko jeden Studio VIVA. Serdecznie dziękuje za cudownie spędzony czas, za świetnie wykonaną usługę i jak najbardziej polecam.
Plik mp3. Plik wav. Ilość. Dodaj do koszyka. Opis. Szczegóły produktu. Bo rodzina to rodzina - Dziecięce - 1157, Podkłady muzyczne, www.spiewajcie.pl dla zespołów i wokalistów w formacie mp3, wav. Karaoke, śpiewajcie. Bo rodzina to rodzina - Podkłady muzyczne, www.spiewajcie.pl dla zespołów i wokalistów w formacie mp3, wav.
rodzina ach rodzina podkład Rodzina - Kabaret Starszych Pan "Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina.Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,Lecz kiedy jej nimaSamotnyś jak pies.Miał willę z ogródkieml garaż, i auto,Że każdy, co nie ma,Zaraz by mieć chciał to.l"- W sprawie noworodka, którego rodzice zabrali ze szpitala w Białogardzie, stoję po stronie lekarzy. Wolę dmuchać na zimne, bo chodzi o życie dziecka, a nie przejmować się tym, że komuś coś zawieruszyło się w głowie, że ma jakieś poglądy czy przesądy. Nie we wszystkim dziecko należy do rodziny, nie we wszystkim rodzina ma wszelkie uprawnienia. Przecież rodzina może zrobić z dzieckiem różne rzeczy, także straszne. Zrezygnujmy więc wreszcie z tych polskich mitów, które mówią rodzina jest cacy, bo nie jest. Trzeba przestać absolutyzować rolę matki z jej wszelkimi uprawnieniami do dziecka – mówi w wywiadzie dla Magazynu TVN24 prof. Zbigniew Mikołejko. Rodzice zabierają noworodka ze szpitala, bo nie chcą się zgodzić na wszystkie procedury medyczne. Lekarze nie pozostają dłużni, zgłaszają sprawę do sądu rodzinnego, rodzina dostaje kuratora, jest ścigana przez policję, ostatecznie ten kurator zostaje zdjęty, sprawa trafia na czołówki gazet, nagłówki głoszą, że uprowadzono Karpa-Świderek: Czy do takiej sprawy potrzeba nam filozofa? Pomyślałam, że tak, choć sprawa jest bardzo współczesna i ma praktyczny wymiar. Wśród komentarzy ekspertów znalazłam ten, profesor Ewy Helwich, krajowego konsultanta w dziedzinie neonatologii: „Zabrakło cierpliwości, spokojnej rozmowy z personelem”. To porozmawiajmy o tym, na ile państwo może ingerować w decyzje rodziców, a na ile są wszechwładni wobec swoich dzieci?Prof. Zbigniew Mikołejko, filozof, historyk religii: Zaczęła pani od tego, co ma tu do powiedzenia filozof… Europejska filozofia rodzi się w obrębie polis, czyli miasta-państwa, zatem powinnością filozofa jest odpowiedzialność za życie społeczne, za różne dramaty, odpowiedzialność intelektualna, ale i moralna za to, co się w polis, czyli w naszej wspólnocie, dzieje. Kwestia wolności obywatela, granic tej wolności, kwestia granicy państwa - te spory nie mogą się rozgrywać tylko w przestrzeniach praktycznych, sądów i szpitali……tylko trzeba się na czymś oprzeć …trzeba się oprzeć na pewnych porządkach moralnych, na jakimś rozumieniu dobra, zła, na poczuciu autonomii osoby, trzeba to poczucie autonomii osoby zdefiniować, nie mogą tego robić tylko urzędnicy i prawnicy. Gdzieś za tym stoi szerszy ład moralny. Czy raczej różne moralne łady, bo przecież mamy do czynienia z wielością poglądów na świat i zderzeniami rozmaitych poglądów, idei, duchowych kultur. W sprawie z Białogardu jest więc dramatyczne zderzenie różnych porządków, jeden powiada - a jest dość archaiczny, bardzo typowy dla polskiego potocznego myślenia - że dziecko jest niejako własnością rodziny, drugi usiłuje postawić natomiast jakąś tamę poczuciu posiadania, własności dziecka. Ten drugi mówi: nie we wszystkim dziecko należy do rodziny, nie we wszystkim rodzina ma wszelkie uprawnienia, bo przecież rodzina może - a wiemy to na podstawie mniej lub bardziej dramatycznych wydarzeń w Polsce i nie tylko w Polsce się dokonujących - zrobić z dzieckiem różne rzeczy, także straszne. Ale rzecz jasna nie da się jakimś strychulcem, skalpelem rozdzielić tego, co w sprawach dziecka należy do rodziny, i tego, co należy do państwa. Są też i jakieś szare strefy…Zbigniew Mikołejko: "Wolę dmuchać na zimne, bo chodzi o życie dziecka" / Wideo: tvn24 Tym bardziej, że my bardzo chętnie rozliczamy rodziców za to, co dzieje się z dzieckiem, oni są odpowiedzialni za to dziecko. Państwo, nawet jeżeli ma jakieś obowiązki wobec obywatela, wynikające z Konstytucji, rzadko kiedy z tych obowiązków jest przez nas rozliczane. Siłą rzeczy, jeśli ten rodzic na sobie niesie całą tę odpowiedzialność……albo całą nieodpowiedzialność… Bo tu są różne rzeczy. Nęka nas taki paradoks, że z jednej strony państwo nadmiernie ingeruje w tę sferę. Z drugiej natomiast w różnych dramatycznych momentach państwo nie ingeruje, prawda? Jakieś panie z opieki społecznej uważają, że nie ma problemu, tymczasem dziecko jest bite, maltretowane fizycznie, psychicznie, wykorzystywane seksualnie. To kończy się nierzadko jego śmiercią, kalectwem, jakimś strasznym nieszczęściem. I wtedy odbywa się publiczne darcie szat, a właściwie publiczne bicie piany, bo z tego nic w Polsce nie wynika. Żaden dramat dziecięcy, nawet taki jak słynny dramat dziecka Katarzyny W., matki małej Madzi, nie prowadzi do jakichś istotnych rozstrzygnięć. Bo tutaj jesteśmy też niewolnikami takiego oto mechanizmu, o którym kiedyś Leszek Kołakowski wspomniał, że typową cechą współczesnego człowieka jest domaganie się dwóch sprzecznych rzeczy naraz. Z jednej strony - tam, gdzie potrzebuje on jakichś dóbr czy świadczeń - domaga się więcej państwa i więcej od państwa, tam natomiast, gdzie ma coś od siebie dać i wziąć na siebie odpowiedzialność, żąda jak najmniej państwa. Te dwa porządki mocno się zderzają - tak, jak tutaj zresztą. W tej sprawie dziecka z Białogardu. Zbigniew Mikołejko: "Wolę dmuchać na zimne, bo chodzi o życie dziecka" / Wideo: tvn24 Konsultowałam się z lekarzami i raczej byli zdania, że ta sprawa niepotrzebnie trafiła do sądu. Jedna pani doktor z klinicznego szpitala w dużym mieście powiedziała mi, że jeżeli miałaby zgłaszać do sądu rodziców, którzy noworodków nie szczepią, robiłaby to co tydzień. Także nieumycie dziecka nie zagrażało życiu noworodka. Opowiedziała mi natomiast o innej sprawie, gdzie kobieta miała krwotok przy przedwczesnym porodzie, a mąż nie pozwalał podać jej krwi, a dziecka karmić inaczej niż piersią, bo nie pozwalała im na to religia. Ostatecznie udało się przekonać ojca do sztucznego karmienia dziecka, bo dziecko by zmarło z głodu. Gdyby się nie zgodził, ingerencja sądu mogłaby uratować dziecku życie. No tak, ale nie mamy tu nieskończonego czasu do dyspozycji - takiego, który pozwala rozważyć wszystkie aspekty, przeprowadzić procedury - bo dziecko może umrzeć lada moment. Więc ja w takim zderzeniu stoję raczej po stronie lekarzy. Dobro dziecka jest dla mnie tak radykalnym dobrem…Dziecku mogą stać się różne rzeczy. Nawet jeśli to jest zagrożenie stosunkowo niewielkie czy tylko podejrzewane, to jednak ono w jakiś sposób jest realne. Cóż natomiast stanie się rodzicom? Poza naruszeniem ich wyobrażenia o sposobie traktowania ich dziecka, o moralności, o wierze…Z jednej strony mamy do czynienia z przekonaniami, które mogą zostać dotknięte - z przeświadczeniem moralnym, religijnym, medycznym, obyczajowym, jakimkolwiek, a z drugiej strony mamy realne życie. I to powinniśmy postawić na wadze, to ze sobą porównać. Dla mnie sprawa jest oczywista. Wolę dmuchać na zimnie, bo chodzi o życie dziecka, a nie przejmować się tym, że komuś coś zawieruszyło się w głowie, że ma jakieś wyobrażenia, poglądy czy Korczak pytał „czym jest dziecko […]? Nakładamy na nie brzemię obowiązków jutrzejszego człowieka, nie dając żadnego z praw człowieka dzisiejszego”. Nasunęło mi się to sformułowanie, bo tu rodzice odmówili dziecku prawa do zdobyczy medycyny (szczepień ochronnych czy podania witaminy K), ale matka poddała się wszystkim medycznym procedurom…W Polsce, w każdych badaniach socjologicznych, wartości związane ze sferą rodzinną są na pierwszym miejscu. Ja nie jestem przeciwko rodzinie, ale ta rodzinność jest nadmiernie eksponowana, jest wyolbrzymiona i jej znaczenie jest przesadne. W związku z tym dochodzimy do kolejnego paradoksu: oto w imię tych wartości rodzinnych tak wyolbrzymionych, tak karykaturalnie nieraz eksponowanych, uderza się w gruncie rzeczy w najsłabszego z członków rodziny, czyli dziecko. Albo może się uderzyć.. Mi już słowo „może” wystarcza, bo ja ciągle mówię o potencjalności. Ale nie zawsze, jak wiemy, jest to potencjalność, czasami jest to realne zagrożenie. I tutaj dotykamy tego, o czym mówił Korczak, że dziecko w społeczeństwach nowoczesnych jest wciąż raczej przedmiotem niż podmiotem. Państwo - tu w postaci ingerujących lekarzy i sądu - dodaje więc dziecku podmiotowości. Ogromne uprawnienia dawane rodzinom w obyczajowej, mentalnej praktyce, zabierają natomiast często tę podmiotowość. Ja zatem chcę się upomnieć cały czas w tej opowieści o prawa dziecka - kosztem praw rodziców. Absolutna władza nad dzieckiem, przyznawana rodzinie, jest bowiem wyrazem absolutnej represyjności pewnego systemu kulturowo-społecznego. Jeśli chcemy rozciągnąć władzę nad dzieckiem w sposób absolutny i zminimalizować wpływ państwa na to, co się dziej z dzieckiem, to jesteśmy po stronie represji, autorytaryzmu, totalitarnej Mikołejko: "Chcę się upominać o prawa dziecka wbrew prawom rodziców" / Wideo: tvn24 Środowiska, które chcą, żeby tego państwa było mniej, mówią o tym, że tą autorytarną przemocą jest państwo, wskazując na bezduszne odbieranie dzieci rodzicom przez instytucje niemieckie czy skandynawskie…Jasne. Tyle tylko, że Polska nie jest Skandynawią czy Niemcami, nie ma tu takiego urzędu ds. dzieci i młodzieży jak w Niemczech. Tam powstał w latach trzydziestych i jest wyjęty właściwie spod prawa, ma absolutną władzę. W Polsce nie ma też tak drastycznych przypadków władzy państwa nad rodziną i dzieckiem jak w Norwegii czy Szwecji, nie ma tych krańcowych wydarzeń. Za to są inne szokujące wydarzenia z drugiej strony, z kręgu rodziny. Nie ma właściwie dnia, żebym nie słyszał o jakimś horrendalnym akcje przemocy wobec dzieci, przemocy za przyzwoleniem i udziałem matki czy ojca albo też praktykowanej przez oboje. Nie mówmy więc o Skandynawii w Polsce, bo nie jesteśmy w Skandynawii, nie mówmy o Niemczech w Polsce, nie straszmy tym, co tam się dzieje za sprawą państwa, tylko zastanówmy się, co zrobić z taka sytuacją, w której nie ma państwa, a powinno ono być. Te urzędy zajmujące się opieką nad dziećmi często lokalne, zobowiązane, z różnymi paniami, które są często nieodpowiedzialne albo bezradne……albo przeciążone…Albo niedouczone, bo często w małych miasteczkach, gdzie brakuje pracy, załatwia się takie stanowiska przez jakieś układy……albo też zmagają się z nieprzychylnością środowiska, które chroni Są różne sąsiedzkie zmowy milczenia. To w ogóle jest szerszy sprawę chłopczyka, który został skatowany. Kiedy zadzwoniłam na Śląsk, do urzędu, żeby się dowiedzieć, jak mogło dochodzić do takiej przemocy długotrwałej, czemu nikt nie reagował, usłyszałam, że takie lotne patrole antyprzemocowe wielokrotnie były w tej kamienicy, ale nikt nic z sąsiadów nie powiedział…Zmowa milczenia… Tutaj dotykamy problemu odwiecznej nieufności wobec państwa w Polsce. Istnieją pewne enklawy społeczne, zaskorupiałe od lat, zamknięte i na świat zewnętrzny, i na elementarne poczucie dobra i zła. Pamiętamy słynne historie z małych wsi, gdzie jest kilka chałup na krzyż, a kisi się kolejne dziecko w beczce… Pamiętamy te drastyczne sprawy, w których wszyscy wiedzieli, że kobieta jest w ciąży, że dziecko znika, ale nikt niczego nie powiedział. To tak jak „omerta”, czyli mafijna zmowa milczenia - drastyczna, koszmarna… Mówmy więc o tym, a nie o Mikołejko: "Zrezygnujmy z tych polskich mitów" / Wideo: tvn24 Panie Profesorze, Pan mówił o swoim doświadczeniu z dzieciństwa, bycia katowanym przez matkę, pisał Pan też o tym w książce…„Jak błądzić skutecznie” - w tym tomie rozmów z panią Dorotą Kowalską…Tak, to było dla mnie bardzo poruszające… Jakie są potem skutki przemocy w życiu dorosłym?Człowiek tak doświadczony jest człowiekiem o niezwykle niskim poczuciu wartości, pomijając już fizyczne skutki przemocy. Po drugie, wszyscy nieodmiennie – i z tym przychodzi mu walczyć przez cały czas - rozpoznają w nim kogoś, kto jest właśnie tej niższej wartości. To towarzyszy mu od dziecka, także wtedy, kiedy wyszedł już z tego czasu i środowiska przemocy. To jest jakaś trwała właściwość, jakiś sposób bycia, podejścia do świata, relacji z innymi ludźmi. Ot, takie choćby swoiste umizgiwanie się do innych, by zostać dowartościowanym. To okrucieństwo, które zabierało mu dzieciństwo, niesie on właściwie do śmierci, tak sądzę. Bo to nie przestaje w nim być… Można to, jak się elegancko mówi, „przepracować” w sobie, ale takie „przepracowanie” może być tylko częściowe. Bo to rodzaj kalectwa, naznaczenia… Tutaj trzeba mówić nawet o stygmatyzacji, gdyż chodzi się jakby z piętnem wypalonym na czole. Ono, owszem, może przyblaknąć, może nie być tak prowokacyjne, ale ono jest, jest gdzieś tak w głębi i rzutuje na wszystkie nasze zachowania późniejsze. Przemoc zabiera dzieciństwo. To nie jest tak, że gdzieś tam odpłynęła, że kaci odeszli w siną dal, że zupełnie wyszło się z tego. Struktury przemocy są przy tym bardzo rozległe, bo sprawcami są wszyscy, którzy milczą. Ja miałem to szczęście, że moi dziadkowie protestowali i jakoś mnie częściowo chronili, a w pewnym momencie zaczęli być skuteczni w tym jak nie ma dziadków, to nie ma nadziei?Nie ma. Jest tylko ucieczka do wnętrza, w jakieś fantazmaty czy urojenia. Jest tylko ból, przerażenie, poczucie absolutnej apokalipsy. Cały świat staje się światem strasznym, bo jest nieczuły. Jest obojętny, milczący, jeszcze ktoś taki żyje w micie cudownego dzieciństwa, które go nie dotyczy…Ono gdzieś jest, ale gdzieś bardzo obok - w książkach, w życiu innych dzieci… Ale poza mną. To „cudowne dzieciństwo” jest bardzo świeże, zaczyna się gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku. W XIX wieku dziecko dopiero nabiera wartości, ale też zostaje zmitologizowane. Wcześniej dziecka nie ma w kulturze Zachodu jako osobnego i ważnego istnienia - wbrew temu, co się opowiada o instynktach. Biologiczny podkład macierzyństwa, ojcostwa, są zdominowane bowiem przez kulturowe wzory. Była choćby słynna sprawa Gillesa de Rais, prototypu Sinobrodego. To był towarzysz Joanny d’Arc, bardzo dzielny rycerz, ale też człowiek, który porwał i zamordował, już po śmierci Joanny, kilkaset dzieciaków w jakiś satanistycznych rytuałach. Wielki pan, możny. Czytałem protokoły świadków, rodziców tych dzieci. I ojciec na przykład mówi: był u mnie chłopiec, malutki, miał z 5 lat, poszedł gdzieś sobie. Koniec, kropka, zniknął... Nie znało się imion dzieci, w zamożnych rodzinach oddawało się dzieci mamkom na wychowanie, dzieci królewskie we Francji chodziły na co dzień, poza uroczystościami, kiedy trzeba było je pokazać publicznie, w łachmanach i jadły to, co zwędziły ze Mikołejko: "W społeczeństwie dziecko jest raczej przedmiotem niż podmiotem" / Wideo: tvn24 Teraz w drugą stronę jest, przynajmniej w tej części deklaratywnej? Z badań mojego instytutu nad biedą w Polsce wynika, że jedną trzecią polskich ubogich stanowią dzieci. To 850 tysięcy. Na drugim miejscu są rodziny pracownicze, wykonujące najprostsze zawody. Nie samotne matki, nie emeryci. Społeczne wyobrażenia o biedzie rozmijają się więc z rzeczywistością. W skali świata mamy do czynienia z masowym niewolnictwem dzieci, z masowym wyzyskiem seksualnym. Moja rosyjska doktorantka musiała na przykład, lecąc do Australii i przesiadając się w Bangkoku, podróżować z samymi samotnymi samcami w kapeluszach. Oni po coś do tej Tajlandii się wybierali - i dobrze wiadomo po co. Niby to jest tropione, ale w istocie istnieje ciche przyzwolenie rozmaitych struktur na pedofilię. Długo było też przyzwolenie Kościołów na molestowanie - i do końca nie jest to rozliczone, obnażone. Nie tylko same instytucje się zresztą bronią, ale społeczności potrafią bronić księży pedofilów, zwłaszcza te zamknięte. Facet już siedzi, a wieś go broni, nie tylko biskupi, ale i wierni. I znamienne jest tu oskarżanie ofiar, nie sprawców. Dziecko jest wciąż ukrytym niewolnikiem w krajach Zachodu, a jawnym niewolnikiem w egzotycznych krajach. A kolejne dramaty to dzieci-żołnierze, dzieci Aleppo, symboliczne ofiary dzisiejszej wolny. My z kolei mamy mit małego powstańca, heroicznego, dzielnego dziecka z barykad. Ale za tym okrucieństwem wojny stało na co dzień potworne nieszczęście wielu innych dzieci wojny i patrzenie na nie w kategoriach tylko mitu małego bohatera to horrendalne wręcz kłamstwo. Tak, tu też możemy zobaczyć, jak mity zakłamują prawdę o do przypadku, od którego wyszliśmy: zastanawiam się, czy nie było to wołanie rodziców o podmiotowość. Bo w szpitalach procedury często przeważają nad człowiekiem, człowiek jest przedmiotem działań. W momencie, kiedy rodzi się dziecko, które bardzo kochamy, na które czekamy, chcielibyśmy, żeby wszystko, co się z nim dzieje, było z nami ustalane, żebyśmy mieli przekonanie, że to dla dziecka jest dobre. Może zabrakło człowieka po drugiej stronie? Nie oczekujmy tego, że instytucje będą miały arcyludzką Mikołejko: "Instytucja nie może z natury być spontanicznym działaniem" / Wideo: tvn24 Nie powinniśmy tego oczekiwać?Może wyraziłem się przesadnie, powinienem powiedzieć: nie oczekujmy z nazbyt wielką gorliwością. Dotknęła tu Pani czegoś istotnego - czegoś, co się nazywa „biowładzą” lub „biopolityką”. To jest jeden z podstawowych, dramatycznych paradoksów współczesnego świata. W starożytnej Grecji na przykład troska nad osobą i jej cierpieniem należała do oikos, „domu”, czyli do rodziny. Od progu nowoczesności’ zaczyna te troskę przejmować natomiast państwo, a to ma dwa skutki. Pierwszy taki, że życie ludzkie się wydłuża, stajemy się zdrowsi, bardziej wyedukowani i świadomi. Drugi natomiast taki, że stajemy się przedmiotami w rękach „systemu”, zostaje umniejszona władza rodziny. Bezosobowa, formalna Instytucja nie może też kierować się z natury swojej spontanicznością, musi opierać się na procedurach, ogólnych schematach……ale też może być tam człowiek…Poszukiwanie tam człowieczeństwa nie powinno się odbywać przez atakowanie i odrzucanie struktur, procedur. Nie może być mówieniem, że ja wiem, co najlepiej służy mojemu dziecku, bo to tak nie jest: raz wie lepiej lekarz, raz prawnik czy nauczyciel, innym razem rodzina. Nikt nie powinien być tutaj z miejsca pozbawiony prawa do dobrej woli. Nie rozstrzyganiem, kto ma rację, natomiast nasze działania powinny być poszukiwaniem pewnej wspólnoty. Musi być tworzona wspólnota miedzy rodziną a jak to ma się stać? Przez debatę publiczną, bo nie mamy innych narzędzi. To nie może się dokonać na zasadzie porwania czy - z drugiej strony - na zasadzie brutalnej decyzji administracyjnej. Między jednostką a instytucją (prawem, medycyną, systemem opieki i edukacji) rozciąga się pole wspólne. Problem w tym, że w takich krajach jak Polska w miejscu pola wspólnego jest często przepaść albo wznosi się mur. I nadaje się charakter dogmatu swojemu systemowi wartości, nie buduje pola dialogu, nikt go nie jest bowiem tak, że rodzina jest najważniejsza ani też tak, że medycyna jest najważniejsza. Prawda leży gdzieś po środku. I wreszcie zrezygnujmy z tych polskich mitów, które mówią: rodzina jest cacy - bo nie jest automatycznie cacy. Taka o niej obiegowa opinia jest bytem ideologicznym, przyklepanym po wierzchu - polska rodzina jest taka jak wszystkie rodziny w zachodnim świecie, ani dobra, ani zła. Nie da się postawić na niej po prostu stempelka świetlistości, a statystyki nie kłamią, ukazując jednak dość masowy wymiar przemocy, rozpadu, o przelotnych związkach nieformalnych, o rodzeniu się w nich 40 procent dzieci, o sieroctwie Mikołejko: "To zderzenie różnych porządków" / Wideo: tvn24 Skąd bierze się kwestionowanie zdobyczy współczesnej medycyny, w tym zasadności szczepień?Żyjemy od lat sześćdziesiątych w społeczeństwie, gdzie wszystko jest dozwolone i może być podważone, gdzie nie ma trwałych autorytetów i systemów wartości. Ale też wcale nie jesteśmy - my, społeczeństwa Zachodu - tacy nowocześni, jak nam się wydaje. Żyjemy w cieniu starych przesądów, mitów i wierzeń, także medycznych, odzywają się one w nas co rusz. Rozumiemy też naukę, w tym medycynę, na XIX-wieczny sposób - jako zbiór praw uniwersalnych, absolutnych i niezbitych. A tymczasem nauka jest raczej czymś płynnym - chmarą zmieniających się modeli i hipotez, a jej rozwój polega na przechodzeniu od jednej hipotezy do drugiej, a nie ustalaniu twardych, niepodważalnych przekładając to na szczepienia?Ja wierzę różnym mędrcom. Stary Arystoteles mawiał, że miasto (polis, państwo) tworzą różni ludzie - gdyby nie byli różni, nie byłoby miasta, nie byłoby ładu społecznego. Wszelkie wezwania do jedności są więc fałszywe, bo one zamulają to, co najbardziej prawdziwe w nas. To, co najbardziej indywidualne. Tamują możliwość dialogu, rozmowy, więc wrażenie, że powinniśmy na temat szczepienia odbyć porządną debatę społeczną, bo to jest problem dramatyczny i ostatecznie opowiedzieć się za jakimiś rozstrzygnięciem. Tym podstawowym powinno być oczywiście prawo dziecka do dobrego życia – to dla mnie dogmat, nie dam sobie powiedzieć, że może być inaczej. Boję się jednak, że w sytuacji, w której posługujemy się obiegowymi „prawdulami”, w której podlegamy mocnemu ciśnieniu ideologicznych porządków, ideologicznych wiar, ta debata jest bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa. Ale musi kiedyś ona co, jak nie nastąpi?No to będą się nieustannie pojawiały takie sprawy jak z Białogardu, jak śmierć małej Madzi, jak sprawa dzieci trzymanych w beczkach, jak sprawa wyłączania dzieci z konieczności edukacji. Ale spraw do debaty jest więcej - chociażby społeczne sieroctwo wynikające z emigracji rodziców...Można to wszystko do jednego worka? To wszystko się mieści w jednym worku! I wszystko są to sprawy. o których się należycie i otwarcie nie mówi…Zbigniew Mikołejko: "Wszelkie wezwania do jedności są fałszywe" / Wideo: tvn24 O tym się nie mówi, bo nie mamy odwagi czy wygodniej jest nam o tym nie mówić? Wygoda, troska o pewną część własnego organizmu, tę najbardziej „niepolityczną”. Dobrze jest więc jakoby poprzestać na tym, co było, bo to jest bezpieczne, co nie wytrąca mnie z przyjaznego dla mnie porządku istnienia, nie zobowiązuje mnie do czegoś. W innych przypadkach reaguje się na wiele rzeczy niezwykle do sprawy z Białogardu: w kontekście konieczności społecznej debaty może stać się ona jej początkiem? Ja chciałbym mieć taką nadzieję. Wolałbym, żeby tak było, ale doświadczenie mnie uczy, że niestety… Tak stało się chociażby po wrzawie samobójstwa Ani z Gdańska, kiedy wydawało mi się, że coś się zrobi w szkołach z wychowaniem, przemocą seksualną… Czy po sprawie Katarzyny W., która pokazała, że trzeba przestać absolutyzować rolę matki z jej wszelkimi uprawnieniami do dziecka… No i oczywiście, po wylaniu rozmaitych mniej lub bardziej nieszlachetnych uczuć, nic z tego nie bardzo za rozmowę. I ja Mikołejko (ur. w 1951 r. w Lidzbarku Warmińskim), filozof i historyk religii, eseista. Kierownik Zakładu Badań nad Religią i profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, członek Akademii Amerykańskiej w Rzymie, wykładowca różnych uczelni warszawskich. Autor blisko tysiąca publikacji w dziewięciu językach. .